czwartek, 24 stycznia 2013

Dlaczego len?


Aaa… tak sobie, bez powodu. Na każdym zebraniu jest tak, że ktoś musi zgłosić się pierwszy, prawda? No, więc pierwszy zgłosił się len. Czy zajadali się jego nasionami nasi paleolityczni przodkowie? Nie wiem, chyba nie, ale nie w tym rzecz. W ogóle nie o to chodzi, że tamten styl życia, ten sprzed siedmiu, czy dziesięciu tysięcy lat, to jedyny właściwy, że nic nie można w nim zmienić. Nasi kumple (albo pratatusiowie i pramamusie) z przeszłości nie pojedli przecież wszystkich rozumów i pewnych, nawet bardzo dobrych dla nas rzeczy, mogli po prostu nie odkryć. Nie mówię więc – żyj, jak człowiek z ery paleolitycznej (choć takich, co tak mówią, zaczyna być coraz więcej). Mówię tylko – żyj tak, jak chce tego Twój organizm i jego biologia, ukształtowana przez miliony lat ery kamienia. Bądź pewien, że nowoczesna cywilizacja, rolnictwo, chleb z masłem, przemysł oraz wygodny fotel w biurze, w którym, denerwując się o wszystko, spędzasz dziesięć godzin każdego niemal dnia swojego życia, że to wszystko za szybko przyszło i że nie byliśmy w stanie być na to gotowi. I że nadal gotowi nie jesteśmy. Za mało pokoleń. O jakieś dziesięć tysięcy, przynajmniej.

No to co z tym lnem? Wspaniała roślina. Na dodatek znana w naszym kraju i wykorzystywana od dawna. Mój tata mówi, że kiedy on był dzieciakiem i mieszkał z rodzicami i z licznym jego rodzeństwem w górach, to oni wtedy innego oleju w ogóle nie używali. Tylko lniany. I tu akurat dobrze robili. Dlaczego? To proste - olej lniany (tłoczony z nasion lnu tradycyjnymi metodami) zawiera bardzo dużo kwasów tłuszczowych nienasyconych Omega-3 (a właściwie jednego z nich, kwasu α-linolenowego ALA). NNKT (Niezbędne Nienasycone Kwasy Tłuszczowe) Omega-3, to diabelnie ważny składnik naszego pożywienia. Ważny głównie dlatego, że odpowiedzialny za gaszenie pożarów w naszych ciałach. Kwasy z grupy O-3, to po prostu rewelacyjne, naturalne środki przeciwzapalne. Mają też wiele innych cech i zadań w naszym organizmie - na przykład bez nich nie będzie się rozwijał mózg, bo NNKT O-3 są podstawowym jego budulcem. Poza tym kwasy te są również konieczne przy produkcji kilku ważnych dla nas hormonów, choćby tych odpowiedzialnych za dobry nastrój (stąd wielu specjalistów od depresji zaczyna leczenie od polecenia zwiększenia spożycia tłustych morskich ryb).

Jedną z podstawowych reguł odpowiedzialnych za zdrowie człowieka przez miliony lat była odpowiednia proporcja pomiędzy dostarczanymi w diecie kwasami Omega-3, a kwasami Omega-6. Te drugie, dla odmiany, odpowiedzialne są za wzniecanie pożarów. Są równie ważne, bo stan zapalny, to często coś pożądanego dla naszego zdrowia. Jednak niedobór Omega-3 powoduje, że pożary w naszym ciele wybuchają nie tam, gdzie trzeba, nie z tych powodów, co trzeba i o wiele częściej, niż trzeba. 

To zakłócenie proporcji pomiędzy ilością dostarczanych do organizmu kwasów Omega-3 i Omega-6 zdaje się być jedną z absolutnie podstawowych przyczyn eksplozji zachorowań na niemal wszystkie choroby cywilizacyjne. Jest tak, bo prawie wszystkie z tych chorób powstają właśnie z udziałem stanu zapalnego. Wygląda na przykład na to, że to nie sama obecność „złego” cholesterolu we krwi powoduje choroby układu krążenia, ale dopiero stan zapalny, który powstaje w płytce miażdżycowej osiadłej na ściance tętnicy. Nie inaczej jest z większością złośliwych nowotworów – one też wywodzą się z niewielkich zmian nowotworowych, które normalnie byłyby zniszczone przez układ odpornościowy, ale nie są, bo procesy związane z niepożądanym stanem zapalnym nie pozwalają komórkom układu odpornościowego wejść do akcji i zniszczyć mikrozmianę nowotworową w zalążku. Zresztą, nawet później, gdy nowotwór ma już znaczne rozmiary, to i tak układ odpornościowy, choć byłby często w stanie, to nie może zwalczyć guza, bo ten skutecznie podtrzymuje stan zapalny w swoim sąsiedztwie, na dodatek zakwaszając to sąsiedztwo i dosłownie nie wpuszczając „wojsk obronnych” naszego organizmu na swoje terytorium.

Wiele tu będzie w przyszłości na ten temat, bo braki w dostarczaniu naszym organizmom kwasów Omega-3 są z pewnością jednym z podstawowych powodów wzrostu ilości zachorowań na większość chorób cywilizacyjnych. I ma to odniesienie nie tylko do lnu, rzecz jasna.

A co do samego lnu – warto korzystać z dobrodziejstw, jakie ma w sobie. Konkretne sposoby? Jest kilka. Olej lniany do wszystkiego, co na zimno. O ile jest tłoczony na zimno i nie poddawany żadnej dodatkowej obróbce, jest bardzo bogaty w Omega-3. Można dodawać go do wszystkiego, co tylko przyjdzie nam do głowy, byleby tylko go nie podgrzewać. Fakt, ma specyficzny smak i aromat, ale nawet, jeśli ktoś nie polubi od razu, to z czasem się przyzwyczai, a po kolejnych kilku tygodniach po prostu polubi bardzo. Ja sam uwielbiam go od pierwszego posmakowania i uważam za coś pysznego. A dlaczego tylko na zimno? Bo podgrzewany lub wystawiony na światło (albo jedno i drugie łącznie, co gorsza), szybko się utlenia i traci te tak pożądane przez nas właściwości. Więc kupujemy bardzo świeży, najlepiej wprost z olejarni i trzymamy w lodówce w ciemnej buteleczce.

Można też wcinać samo siemię. W handlu na stoiskach ze zdrową żywnością dostępne jest takie w pudełeczkach, oczyszczone. Oczyszczone i… odtłuszczone, niestety. To dobre źródło błonnika, ale kwasów O-3 już chyba nie aż tak. Więc co? Więc można mielić samemu? Jasne! Ot po prostu, w jakimś młynku czy malakserze. Można tez inaczej, jak ja czasem – mała garstka wprost do ust i powolne rozgryzanie. No, niektórzy zalecają wcześniejsze namaczanie. Namaczać można, jest wtedy nieco smaczniejszy, łatwiej się rozgryza, ale jest też nieco śluzowaty (mnie to akurat ani trochę nie przeszkadza, więc jak mam czas, to moczę to sobie w szklaneczce godzinę lub dwie). Zresztą, każdy, jak sobie za perę złotych kupi pół kilo siemienia lnianego, to sam będzie wiedział, jak ma toto wykorzystać. Tylko uwaga – siemię ma w sobie sporo kalorii. Trzeba się wczuć w człowieka dawnych czasów. Garstka, i najedzony. Nie więcej.

Surowe siemię lniane ma jeszcze jedną cechę – zawiera troszkę amigdaliny, zwanej też letrilem lub witaminą B17. Będzie tu jeszcze sporo o tym czymś mowa. Ja powiem jedno (z doświadczenia) – otruć się amigdaliną spożywaną w nasionach niełatwo. A czy leczy? Moim zdaniem mechanizm jest logiczny, ale o tym też innym razem.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz